Mistrzostwa Mechaników w Pandemii, Backstage

Czołem Podtlenkowicze!

Czołem Podtlenkowicze!

W tym odcinku posłuchasz o wielkiej inicjatywie która miała miejsce w połowie września 2020 – Mistrzostwa Mechaników Online, w których zmierzyło się 1200 szkół technicznych. Celem było zdobycie prestiżowego zwycięstwa, które otwierają wiele drzwi w późniejszej karierze.
Porozmawialiśmy zatem o tym jakie były wpadki albo ile pracy trzeba było włożyć w stworzenie Mistrzostw Mechaników Online.

Posłuchaj już teraz!

Posłuchasz również na:

Spotify
Google Podcast
Apple Podcast
YouTube

Podtlenek biznesu podcast. Porady dla przedsiębiorców, poczucie humoru, przykłady i anegdoty, a na program zapraszają Bartek Janiszewski i Daniel Marczak.

BJ: Witamy Was serdecznie w 24 odcinku Podtlenku Biznesu. I dzisiaj wyjątkowo będziemy rozmawiać niekoniecznie o samym stricte biznesie, natomiast mieliśmy przyjemność obserwować i uczestniczyć w wielkim wydarzeniu, jakim są Mistrzostwa Mechaników, które miały odbyć się w rzeczywistości, ale odbyły się trochę inaczej. O tym chcemy Wam opowiedzieć. Daniel był tam na miejscu, obserwował to i…

DM: Co obserwował? Miałem swoją rolę. Halo!!!

BJ: A ja sobie patrzyłem na to z perspektywy odbiorcy, ale też tam gdzieś uczestniczyłem w tym delikatnie, więc…

DM: Nadawał ze studia, więc dajcie spokój.

BJ: Trochę to właśnie tak brzmiało jak ze studni, to opowiadaj: jak to było, jak to widziałeś i co się w ogóle działo.

DM: Ogólnie dla wszystkich, którzy nie wiedzą, a pewnie gros nie wie, to od 9 lat były organizowane podczas Motor Show w Poznaniu finały Mistrzostw Młodych Mechaników i też mechaników zawodowych, ogólnie tam ekstremalnie dużo młodzieży partycypowało w tym całym zamieszaniu. W finałach chyba było ponad 300 teamów. W eliminacjach było chyba ponad 1000 szkół, które brało udział; z tego, co pamiętam.

BJ: Jakich szkół?

DM: To są szkoły często ponadgimnazjalne, rolnicze, młodego lakiernika, młodego mechanika, młodego mechanika maszyn rolniczych i elektromobilnych ogólnie. W tych tematach mogliście, młodzi ludzie, jeśli tego słuchacie…

BJ: Czyli to potencjalnie byli ludzie, którzy zaraz wejdą na rynek pracy.

DM: Nasi przyszli koledzy, tak.

BJ: To ciekawe w sumie, bo to jest ocena ich umiejętności, taki plebiscyt, konkurs, po którym można powiedzieć…

DM: No tak. Rozmawialiśmy też z ich opiekunami, o czym zaraz opowiem. Oni mówili, że to jest strasznie duży handicap na rynku pracy, że młodzi ludzie wracają. I jak my byliśmy w finałach Młodych Mechaników, to robotę mamy just like that.

BJ: Oczywiście. Ja pamiętam, że obserwowałem bardzo podobną sytuację w Stanach Zjednoczonych. Mój znajomy uczył w szkole lotnictwa i pod hasłem „lotnictwo” było oczywiście zrozumienie całego procesu mechanicznego: jak naprawiać i robić z samolotami mechaniczne rzeczy. I ta właśnie szkoła mieściła się tuż obok fabryki Boeinga, więc ci wszyscy, którzy startowali później w konkursach międzynarodowych czy stanowych, czy po prostu lokalnych, mieli właśnie to, co powiedziałeś ­— na tyle duży handicap, że jeżeli wygrywali, to automatem trafiali na jedne z lepszych stanowisk, lepiej płatnych, w fabryce Boeinga. Tak więc myślę, że tutaj ten trend i ten sposób się podtrzymuje.

DM: Tutaj to było coś przełomowego — z tytułu COVID zrobienie tego online, gdzie ta kategoria Młody Mechanik Maszyn Rolniczych i możesz sobie na naszych silnikach rozkminiać. Oglądasz film, później wypełniasz test, masz czas i tak dalej. Później na finałach też każdy z partnerów typu: John Deere, ExxonMobil, Briggs&Stratton, tak jak my robiliśmy, jest kupa tych fajnych marek, dzięki który oni mogą się nauczyć w teorii. Czekamy, jak trochę puszczą te lody i będziemy dalej działać w realu. To też będzie super, jak odpalą znowu Motor Show i będzie cała hala Młodych Mechaników i przez trzy dni będziemy tam działać. To będzie super!

BJ: Ja myślę, że to jest w ogóle bardzo dobre założenie i poszukanie wśród całej rzeszy studentów czy uczniów tych najlepszych; tych, którzy chcą się uczyć, startować w zawodach, rozwiązywać problemy; to dla mnie jest fenomenalne i dla potencjalnych odbiorców, czyli tych, którzy chcą zatrudnić tych młodych, to jest świetne. Bo pewnie część chce wyjść na rynek pracy, a cześć pewnie to robi, bo z rodzicami pracuje w firmach rodzinnych.

DM: Zdarza się i tak. Ja też właśnie rozmawiałem z wieloma osobami tam i stąd mam taki fajny feedback. Wiesz, trzech ministrów było, patronaty, ci opiekunowie się jarali. Bo jeden z opiekunów powiedział, że to jest super. Bo my jako Mistrzostwa Młodych Mechaników, nazwijmy to, i jako partnerzy i tak dalej, robimy część roboty za nich. I on przyznał to, bo to o to chodzi: Róbmy razem. I mówi, że fenomen polega na tym, że to jest wytrych, żeby nauczyciel skumał się z uczniami, żeby znaleźli wspólny język. I to, co teraz robimy firmowo, ma cel.

BJ: Oczywiście. A poza tym to jest chyba taki łącznik między właśnie biznesem a uczelnią, szkołą, bo nagorzej jest wtedy, kiedy nauczyciele czy szkoły, ogólnie rzecz ujmując, czy to średnie, czy to wyższe, działają sobie w jakiejś próżni czy w swojej bańce, która w żaden sposób nie jest powiązana z biznesem. Finalnie chyba po to się wszyscy uczą, żeby mieć te umiejętności zawodowe i gdzieś je później wykorzystać, czy to mechaniczne, czy jakiekolwiek inne psychologiczne, czy inne. I w Polsce chyba jest niestety tak, że dużo badań jest robionych do szuflady, zamiast skupić się na tym, że te badania czemuś się przysłużą.

DM: Tak. Już abstrahując od studiów, to są szkoły ponadgimnazjalne, technika, gdzie… Po co chodzisz do szkoły czy na studia? To, że się ukuło, że wychodzisz z dyplomem i idziesz do McDonalda, bo jednak nikt nie dzwoni i to nie jest tak, że od razu masz tę robotę, to nie jest dobre. Powinno być tak, że kierujemy się w tę stronę. Jeżeli więc ktoś chce zostać mechanikiem i jara się tym, ma do tego pasję, chce się uczyć i rozwijać, to trzeba dać mu szansę na to.

BJ: Oczywiście! Czyli to już trwa 9 lat. Jak to tym razem wyglądało przez COVID? To było studio?

DM: Studio. Na terenie Motor Show. Wjazd. Dostajesz strzał z termometru od razu.

BJ: Aha, czyli dlatego ten termometr u nas w firmie dzisiaj się pojawił. No dobra.

DM: Zainspirował mnie ten kudłaty pan, który mnie tam trzepał z każdym razem, gdy szedłem do Żabki. Nieważne. Ogólnie w skrócie nuda. Wiesz, jak to w studio. Trochę dużo stresu. Miało się odbyć w realu i to nie mówię o tym markecie, ale COVID. Wyszło oczywiście fenomenalnie. To było pierwszy raz na świecie. To było przełomowe wydarzenie. I też mieliśmy okazje dołożyć tę swoją cegiełkę, więc było super. Ogólnie jak to w studio, nuda.

BJ: A, no to dziękujemy Wam bardzo za to, że słuchaliście. Do widzenia! A jakbyś miał trochę użyć swojej kreacji standu perskiej, jakbyś mógł opowiedzieć to w taki sposób, żeby trochę rozśmieszyć też naszych słuchaczy i tych, którzy brali udział w Mistrzostwach Mechaników.

DM: Przypadkowo jestem na to gotowy. Mam tutaj klika smaczków, ale jeżeli miałby to być stand up, to mogę na potrzeby tego odcinka wykreować coś hardcore’owego, co oczywiście nie jest prawdą, ale…

BJ: Podkoloryzujmy troszeczkę.

DM: Tak, zróbmy miks. Jak Vega zrobił Pitbulla. Jakby z trzech policjantów powstał jeden Ferdek Kiepski. Tak zróbmy. Event był we wtorek, więc w poniedziałek miałem przyjechać na próby. Napierdzielam naszym passeratti, lecę jak dziki pawian, 8.30 barber, żeby się zrobić na bóstwo. Zapierdzielałem jak dziki pawian. Przyjechałem tam upocony jak jamnik zamknięty w samochodzie. Biegnę na zerwanie karku, wbijamy. Ten z termometrem mnie wpuszcza, hala 15, schodzimy na dół. Jakbym w Fort Knox wchodził. No i wbijam tam, patrzę, a tam tych ludzi nawalonych z tymi komputerkami. Ja mówię: „Co my, kurde, ruskich hakujemy czy o co się rozchodzi?!”. Studio, green screeny, kamery, promptery.

BJ: Spociłeś się?

DM: Strasznie. I teraz też. No więc ja tam wbijam i mówię: „Dobra, jesteśmy”. I oni już prowadzą próby. Jutro finał, więc wbijam. Tutaj zakładają mi te mikroporyt. Dziewczyna z make-upem tutaj klepie wszystko. Wchodzę, pojawia się Adik, mówię: „Dobra, Adrian, jedziemy?”. A on mówi: „A moglibyście skoczyć do Żabki po zgrzewkę wody?”. Więc my z drugim kolegą prowadzącym, którego poznałem pierwszy raz, wchodzimy tam na tę scenę i on do mnie mówi: „Ty, coś Ci się na ręku rozmazało”. W sensie, że taki zabawnik. Okazało się, że gościu ma studio tatuażu i jest cały podziabany. Był cały porobiony. Mówię mu: „Pokaż najlepszą dziarę!” a on zdejmuje tę ceratę, pokazuj mi, a tam na łopatce taki straszny bohomaz. Ja mówię: „Co to jest?!”, on mówi: „Córa mi narysowała, jak miała 11 lat”. I miał zdjęcie, jak przebrał ją w ten cały bajer do tatuowania i sama mu odkalkowała i w wieku 11 lat zrobiła mu taki rysunek. Ja mówię: „To co, na osiemnastkę cover?”, a on mówi: „Nie, na osiemnastkę drugi”.

BJ: No, ciekawe. Ja bym się chyba nie odważył. Ale dobra, moja córa nie ma jeszcze 11 lat. Samochód już z trzema kółkami rysuje.

DM: No widzisz. Więc poszliśmy do tej Żabki po tę wodę. Od razu się skumaliśmy. I spoilerując całą historię, bo te stan dupowe historie często idą w tę stronę i ja zawsze chciałem pójść. Oczywiście nie jest to prawdą, ale wyobraź sobie, że tak zatańczyliśmy w tym Poznaniu, że jak drugiego dnia wyjeżdżałem i poszedłem sobie jeszcze po hot doga i kawę, otworzyłem drzwi do Żabki, założyłem maseczkę, a pani do mnie: „To, co? 0,7 Jacka, dwulitrową pepsi i Durex XXL?”.

BJ: Zestaw startowy na dzień. „A bo panowie z tych Mistrzostw Mechaników, to tam takie rzeczy są”.

DM: Nie. Nie było tak, ale ogólnie…

BJ: Może te Dureksy to na mikrofony?

DM: Tak, tak właśnie mówię. I zawsze śmieję się z tego, że moja kobita znowu będzie tego słuchała i: „Nie mów o mnie w Internecie!”. Ale też właśnie à propos mojej kobity i żartu, to mieliśmy tam taki fragment, że we dwóch prowadziliśmy pewien fragment i próbowałem wymyślić jakiś żart, żeby było spoko. No i tak sobie pomyślałem i mówię do tego kumpla, że powiem o nim żart, ale to bardziej o kobiecie. I myślę, jakby to zrobić. Ale to był taki żart, że: „Moja kobieta jest jak SMS z Plusa” — „W sensie, że taka treściwa i bez limitów?” „Nie, po prostu rzadko dochodzi”. Ale finalnie podczas tej transmisji wyplułem z siebie tylko taki żart: „Jaki jest ulubiony taniec mechanika?”.

BJ: Kankan.

DM: Polonez.

BJ: No, a tam było w sumie całkiem dużo odbiorców, więc…

DM: No, było. Siedmiu. Więc śmiesznie, śmieszne. Ale faktycznie, jeżeli oddawali głosy, to było na twitchu ponad 3000 głosów na żywca, więc to było spoko. Kombinowaliśmy też nad różnymi żartami, ale cały czas coś nie wypadało. I ja mówię: „Dawaj coś grubego siekniemy!”. Więc tam był pomysł, żeby zapytać, czym się różni mechanik od ginekologa, ale też odpadło.

BJ: Za hardore’owe?

DM: Że mechanik to chociaż może sobie łupnąć jazdę próbą, a ginekolog może tylko popatrzeć. Ale to już było za dużo. No ale wróćmy do mojego kolegi współprowadzącego. Tego od: „Coś Ci się na ręku rozmazało”. Wyobraź sobie, że jak tam przyjechaliśmy, poszliśmy do tej Żabki. W ogóle fenomenalny gość. Nazwijmy go roboczo: „chaos”, bo to by było prawie „dr Chaos”. Prawie jak tamten i to nie był ginekolog. No więc poszliśmy do tej Żabki, wracamy, chwila prób. Okazało się, że trochę się koncepcja zmieniła. Szesnaście razy. Więc nie było dla nas jakoś specjalnie roboty, bo musieli ogarnąć główne tematy. No i pamiętam, że tak siedzimy, taka nuda. Musimy czekać. No i w końcu Chaos mówi: „A teraz czas wprowadzić odrobinę baśniowej atmosfery”. Ja mówię: „W sensie, że co?! Będziemy się całować?!”. A on pyk: 0,7 Jacka Dickensa. A ja mówię: „No, jak czekamy i tak, to do kawki dla smaczku!”. Ale mówię: „Ku*wa, Ty patolu! Człowieku! Jak?! Gdzie?! Jest 11.58! Co za patologia! Przecież jeszcze dwie minuty!”.

BJ: Ale zawsze po już odbytych Mistrzostwach Mechaników można rzeczywiście se łupnąć.

DM: No, po próbach też. Ogólnie to śmieszny był też ten hotel, w którym spaliśmy po tych próbach, które trwały ze 12 h. Idziemy do hotelu „Gajusz coś tam coś tam”. No i ogólnie chłopaki mówią: „No co ty! To jest w kamienicy! On w ogóle nie wygląda jak na zdjęciu!”. Ja mówię”: „No, jak to! Przecież tam były lwy z kamienia”. A była kamienica i to wyglądało raczej jak w bloku. Pełna groteska. W środku oczywiście odstawione. Masz jakby taki blok i stoją dwa lwy przed wejściem.

BJ: Na grubo.

DM: No, jakby ktoś zaparkował. Ogólnie wzięliśmy tam pokój i jak przydzielali pokoje, to Chaos mówi: „Dawaj, będziemy razem!”. Adik mówi: „Nie rób tego, Dżordź”. Ja mówię: „No, gdzie. No przecież to w porządku chłopina”.

BJ: Dobra mordka!

DM: Tak. Ale zaraz weszliśmy do tego pokoju, nie był zbyt przepastny. 12m2. Poszedłem się odlać. Wychodzę, a tam 12 osób nałupane u nas w pokoju. I party hard.

BJ: O, kurczę!

DM: Ja mówię: „O! I to mi się podoba!”.

BJ: I wyspałeś się?

DM: Nie. Ale siedzieli jak kury na grzędzie w tym całym pitolniku. Ogólnie spoko. No i wiesz, było tam dużo stresu. Jeszcze cofnijmy się do tych prób. Zanim poopowiadam o hotelu albo darujmy sobie już ten hotel. Organizatorem był Adrian, który wymyślił coś w ogóle przełomowego i jest połączeniem tesli i malucha.

BJ: Adrian Dekowski.

DM: Tak jest. Pozdro specjalne dla niego! Ale Adik pierwszego dnia był spięty. On nie robił tego wcześniej. On jest styl wyjściowy: targi. On potrafi ogarnąć hostessy, wyjść na scenę, kontrolować wszystkich, tu konkurencje, tam lakiernicy. On jest ogarnięty w tym. A tutaj, online, pierwszy raz, technologia…

BJ: Wszystko na komórce się dzieje.

DM: No, albo na kompie. Tam cały czas call center. Wiadomo, było ciężko, więc Adik pierwszego dnia jak były te próby, my po pary Jackach Dickensach, więc już byliśmy wyluzowani.

BJ: X-y w oczach.

DM: A on spięty jak baranie… No i było ciężko. Aż w końcu — stało się. Godzina 20.30, otwierają się wrota, a tutaj takie: „Alleluja!”, jakby przyjechał pieprzony Elvis Presley motoryzacji. Grzegorz Duda. Wjeżdża. W ogóle fenomenalny gość. Jest dokładnie taki sam jak w tym „Garażu Dudy”. Kojarzysz? TVN Turbo?

BJ: Oczywiście.

DM: Jeżeli chodzi o celebrytów, to mam pewne doświadczenia i ten jest od wczoraj moim ulubionym, bo jest dokładnie taki sam na wizji jak w realu, tylko w realu więcej przeklina. Ale jest naprawdę supergość. Ujęła mnie archiwalna historia. To Chaos opowiedział, że gdzieś wychodzili i chcieli go przedstawić, że kierowca rajdowy, że celebryta z te wu enu, a on mówi: „Nie. Powiedz, że jestem mechanikiem”. I to jest takie clou jego osobowości.

BJ: To te ciekawe, bo to rzadko się zdarza, prawda?

DM: To prawda. Tak. Zwykle ci ludzie grają, a jak zgaśnie kamerka, to znowu jest tym niedowartościowanym frustratem, którym był wcześniej. No, ale nieistotne. To jest Michael Jordan polskiej motoryzacji. I Adik jak go zobaczył, to jakbyś szedł na awanturę i by dojechał Janek Błachowicz. Jest pełen spokój. Teraz to dostaniecie wpiary i jest koniec. Jak anioła głos.

BJ: A może tym się stresował?

DM: Może. No, ale wiadomo.

BJ: Że nie dojedzie.

DM: Nie no. Bo to jak z Kubicą — złapał gumę, ale dojechał do końca.

BJ: Taki chyba był…

DM: Super Express.

BJ: Super Express albo Fakt.

DM: Przyjechał, dotknął go jak magiczną różdżką, jak dziwnie by to nie zabrzmiało, chociaż faktycznie zniknęli na chwilę w ubikacji… Żartuję! To są cały czas żarty. To się nie stało. Tego w ogóle nie….

BJ: W ogóle nie było Mistrzostw Mechaników.

DM: W ogóle nie było. Później jest akcja z hotelem i zaczynają się tak naprawdę właściwe standupowe tematy, bo to była rozgrzewka. Wkręciłem się z chłopakami na soczek, siedzimy, oni rozmawiają, że jest COVID, jest przyszłość branży, jutro wielki moment. Ja już tam ledwo na oczy widzę, ale mówię: „Yhm, yhm”. No i siedzimy sobie, jest po 23.00, cały czas jest sztywniutko. Siedzę sobie właśnie z Grzegorzem i z Adikiem na tym soczku i podchodzi jeden z takich małolacików, którzy tam też byli w tej obsłudze. Miał lat 18, wyglądał na 14. Ale to było dziwne, bo podchodzi i mówi: „Panie Danielu, czy moglibyśmy pójść do Pana do pokoju?”. A ja mówię: „Co to jest, ku*wa?! Seminarium duchowne czy co?!”. On mówi dalej: „Bo Pan Szymon zapomniał karty do Panów do pokoju, a tam jest surowiec podobno” i puszcza mi oczko. Mówię: „No, dobra. Dobra”. Więc tak, skończyło się to spokojnie. Rączki na stole, surowiec się znalazł. Była tam jeszcze chwila bilardu. Ja oczywiście się grzecznie zawinąłem. Chaos wrócił jak bumerang, chyba o 2.00 w nocy, i chrapał jak stary Ursus. Ale nieważne, wyspaliśmy się, rano śniadanko.

BJ: I w końcu masz za swoje.

DM: Dokładnie. To prawda. Karma wraca. I to nie tylko jak źle zaadresujesz Pedigree Pale. Ale w dzień nagrywki okazało się, że nasza rola całego współprowadzenia Mistrzostw Mechaników ograniczyła się do 20 minut rozmów z opiekunami i było super, było fenomenalnie. Mega ludzie, zaangażowani, z pasją, z całą sympatią. Za to jeden z panów mnie rozłożył na łopatki. To oczywiście się nie stało, więc tu nie ma o czym mówić, bo był stresik, tutaj już wychodzimy, już kamerki nas łapią, widzisz się na… Jest prompter. Więc mamy te wu en u siebie. I jest: „Uwaga! Wchodzicie tam za 30 sekund”. Jakieś reklamki lecą, my już zimny pot. Już po make-upie. Wszystko założone na tych uszach.

BJ: 3…2…

DM: Tak. Ja mam odsłuch. Chłopaki oczywiście tak byli przygotowani, że dzień wcześniej powiedzieli, że mają trzy odsłuchy, tylko nie mają słuchawek. Więc ja znowu na tych moich iPhone’owych z ’97, więc widać to na filmie, że mam w uchu słuchawkę od iPhone’a. Ja rzutem na taśmę wziąłem to ucho, no i siedzimy. Ustawiliśmy się tak jak na próbach. Słyszę: „Za chwilę zaczynacie Panowie”. Ja mówię: „No, dobrze. Jest super tak jak u Wojewódzkiego!”. No i stanęliśmy z boku, żeby nie zasłaniać tego głównego ekranu. „Za dwadzieścia wchodzicie”. I zaraz po tym: „Źle stoicie”. Ja mówię: „No, jak: źle?”. — „Do przodu podejdźcie jak tamci”. Ja mówię: „Jak tamci, jak my żeśmy byli na make-upie i ja nie wiem, jak oni stali!”, no i idę w lewo. On mnie kieruje. To musiało z boku wyglądać fenomenalnie, jak pingwin w piaskownicy: „W lewo, trochę w prawo”, a on z tyłu stoi i patrzy gdzieś tam na prompter. Ja mówię: „Staszek, my we dwóch musimy się ustawić”. — „A, dobra, dobra”. No i jeszcze mieliśmy te mikroporty takie jak mamy te synchajzery firmowe i słyszę: „Za dziesięć wchodzicie. Nie działa jeden mikroport”. A Chaos „mute” se włączył!

BJ: Może to i tak dobrze, bo są sytuacje w Internetach, w których „mute” nie było wciśnięte i kilka słów poszło.

DM: No to na próbach nam poszło, niestety. Ale to może kiedy indziej. No i: „Zaczynacie za 3… 2…” My tam odmute’owujemy, chowamy i jak milion dolarów, jakbyśmy Oscary prowadzili. Oczywiście było trochę stresiku, więc na początku żeśmy się tak klasycznie rozpędzali. Bo konwencja jest taka, że my dzwonimy do opiekunów szkół, żeby z nimi porozmawiać, jak tam sytuacja i tak dalej. No i łączymy się z pierwszym, który zapadnie mi na całe życie w pamięć. Fenomenalny gość, naprawdę super, ale problem polega na tym, że gość mi rozwalił mięśnie czoła, bo nie dość, że miał Internet z wiadra chyba, bo cięło się tak jakby na Atari się łączył, to jeszcze w pewnym momencie kamerka mu spadła, jakoś tak mu się obsunęła, że gadaliśmy z jego kroczem.

BJ: A on tego nie zauważył?

DM: Chaos mówi: „Jakby mógł Pan trochę do góry tę kamerkę”. A on: „Be be be be, be be be be”. A tam tak naprawdę na rozpór mu się patrzysz. Więc to było spoko. Później poszło do góry.

BJ: I to poszło wszystko „live”?

DM: Cały czas szło live.

BJ: No to można to chyba obejrzeć cały czas?

DM: Można, można. Ja oglądam co wieczór. I jest taka opcja: „Prosimy opowiedzieć coś o szkole i o sobie”. A gościu całkiem merytorycznie i fajnie opowiada i mówi: „Byłem na to gotowy, drodzy Panowie, i teraz zabiorę Państwa w krótką wirtualną podróż po naszej szkole, która potrwa ok. 30 sekund. Patrzmy!”. Pyk.

BJ Guzior nacisnął.

DM: Tak, nacisnął guzior. Ja tak patrzę, patrzymy na niego, on na nas i my: „Co tu się odjaniepawla?! W sensie, jaką kurde podróż?!”. No i tak przyglądamy się, jest chwila konsternacji. Gościu mówi: „Fajnie, co?”, a my tak patrzymy, ja patrzę i mówię tak: „Czy to naprawdę się dzieje właśnie teraz?! Czy gościu, który ma pewnie kompa dofinansowanego jeszcze przez Kwaśniewskiego i kamerkę, która pamięta, jak się wycofywała Armia Czerwona, właśnie próbuje na spontanie odpalić film na swoim komputerze i myśli, że my to widzimy w całej Polsce teraz?!”. I przyglądam się i w okularach mu się odbija, że odpalił film na swoim kompie i myśli, że to jest tak zintegrowane, że cala Polska to widzi.

BJ: O, kurczę…

DM: I teraz weź się nie zaśmiej! Weź mu nie powiedz: „Panie, przecież my tego nie widzimy!”. I jeszcze cały czas się cięło, nic nie słyszeliśmy, więc co chwilę: „Uhm, uhm. Doskonale”.

BJ: „Ach, ciekawy filmik!”

DM: „No! W czwartej.. A tu jak! A tam, no fenomenalnie!”. Więc ogólnie spaliliśmy frana, pojechaliśmy dalej, więc pozdrawiamy arcyserdecznie. To była świetna akcja. I w pewnym momencie łączymy się z kolejnym. Ogólnie jest trochę śmieszkowania, trochę propsów, werbalnego samogwałtu nad nasza zajebistością. No, jest super. No i człowieku w pewnym momencie, ni stąd, ni zowąd, łączymy się z gościem, który nazywał się, nie wiem, Błażej Duda.

BJ: A, widziałem to!

DM: I my tu se gadamy i to nie było w ogóle reżyserowane. Nic.

BJ: Zresztą oni wygrali później cały konkurs.

DM: Tak. Oni wygrali całość. I najlepsze jest to, że ni stąd, ni zowąd, słyszę, jakby w tym odsłuchu dodatkowy głos. A tu Elvis Presley wjeżdża do nas.

BJ: Łysy Elvis Presley.

DM: Tak, łysy Elvis Presley wbija do nas i mówi: „No, witam mojego kuzyna! Czołem krajanie!”, a my w ogóle: „Co tu się dzieje?!”. Tam czas, tu ucho, tam coś, a Grzegorz tam jedzie z nim. No, beka tam w ogóle. Super to poszło. Jak wczoraj wróciłem, to oglądałem to z kobitą, i pokazuję jej: „Zobacz teraz!” i jest ten moment, jak wszedł Grzegorz, i on zrobił taki ruch, że z nim rozmawiał i…

BJ: Objął was.

DM: Objął nas. I Dominika patrzy i mówi: „A kto to jest?”. A ja mówię: „No, co Ty?! Nie wiesz, kto to jest?! Zobacz teraz! Grzegorz mnie dotknął! Zobacz, dotknął mnie! I dotyka mnie cały czas! Zobacz. Licz. Stoper. Dotyka mnie, raz, dwa, trzy…”. no i Dominika miała…

BJ: Dziwną minę na pewno.

DM: Dziwną minę.

BJ: Ale dało się czuć te iskry. Bo jak ja to oglądałem, to też widziałem, że Cię dotyka.

DM: Ja to czułem też. Mam nadzieję, że nie było widać tam erekcji. Nie, żartuję! No i tak właśnie poszło, ale dość o nas, bo w sumie mieliśmy porozmawiać też o firmach rodzinnych, więc pocisnę też Tobie na do widzenia. Bo pamiętam, jak był Wasz fragment, i ja też tak mówię, czy tam się wszystko uda, tam przecież zmienialiśmy wszystko i tak dalej. Patrzę, odpala się. Chabin Briggs & Stratton Polska. Stoi Staszek wypięty. Mówię: „Co Wy, w wojsku jesteście czy jak?! Miało być na luzie!”. Ale mamy ładny kadr, jest spoko. No i gadka szmatka. Pamiętam taką opcję, że oni tam mówią: „No, ponad 30 lat już jesteście na polskim rynku!”. A Ty mówisz: „Już prawie 40 lat działamy na polskim rynku! Wprowadziliśmy Briggs & Stratton do Polski”. I taki gościu obok mnie ogląda, bo wiedzieli, że to ode mnie z firmy, patrzy na Ciebie i mówi: „Ty, to ile ona ma lat?” i liczy na tych paluchach! I mówi: „Skoro od 40 lat, a musiał mieć przynajmniej 18, czyli 58”.

BJ: I nie iskrzyło w głowie, co tam…

DM: A ja mówię: „Tyle, to ma Olo”. — „A wygląda młodziej i tak gada o tych innowacjach, jakby to w ogóle było wczoraj”. Ja mówię: „Nie, to nie on prowadzi tę firmę od 40 lat. Ale punkt, że tak ładnie liczysz do 40”. Więc tym sposobem przeszliśmy do tematu sukcesji. I nie mówię tu o tym zamkniętym…

BJ: Centrum handlowym w Łodzi, które widzimy z okna. Zresztą pozdejmowali już stamtąd znaki niektórych firm. To prawda. W ogóle to było ciekawe doświadczenie, uczestniczyć w takich Mistrzostwach Mechaników. A temat sukcesji to jest w ogóle temat ciekawy i myślę, że trawiący wszystkie branże i o tym na pewno…

DM: W kolejnych odcinkach.

BJ: Natomiast podsumowując Mistrzostwa Mechaników, rzeczywiście myślę, że to było bardzo ciekawe wydarzenie. Szkoda, że tak krótkie. Bo jednak mi zabrakło to, żeby to było fizyczne.

DM: Ja to samo mówię. Hostessy, mustangi. Mówię: „Dawaj, idziemy się przejść potańczyć! A nie… Jesteśmy w studio”.

BJ: Tak. I mimo tego że w sumie tak jak na dzień nagrywania tego odcinka, czyli w połowie września…

DM: Szesnastego, koleżanko i kolego.

BJ: Mistrzostwa Mechaników obejrzało już kilka tysięcy osób. Na Twitchu było po kilka tysięcy użytkowników na żywo. Widziałem, że na Facebooku już ma to 8000-9000 wyświetleń, więc myślę, że to dobije do całkiem wysokiej liczby. I tak mam wrażenie, że jeżeli to by było fizycznie na miejscu w Poznaniu, to byłoby o wiele ciekawiej, bo chyba wszystkim nam brakuje tego.

DM: Na pewno inaczej. Tak naprawdę już bez śmieszkowania tutaj taką mądrą rzecz powiedział jeden z opiekunów, z którymi rozmawialiśmy. Ja mówię: „Czy uczniowie by woleli online, czy bardziej na żywo?”, a on mówi, że to nie jest kwestia, co oni by woleli. Zagraliśmy takimi kartami, jakie mieliśmy.

BJ: Nie było wyjścia.

DM: Nie było. I to było super, że te setki młodych mechaników, przyszłych, czy tych osób ze szkół technicznych, chciały nadal w tym uczestniczyć. To nie było tak: Dawaj! Pojedziemy na Motor Show, bo tam będą hostessy i zobaczysz fajne samochody i będzie super, bo się pobawimy jak na zielonej szkole i siedzimy z tyłu!”, tylko oni po prostu naprawdę chcą się rozwijać i chcą działać. I dla mnie to jest super na propsie.

BJ: Oczywiście. Tego typu działania i konsekwencja w tym… No bo równie dobrze Adrian Dekowski mógłby powiedzieć: „A, no trudno. COVID to odwołujemy!”, ale właśnie chapeau bas i czapki z głów za to, że mimo ciężkich czasów przyjął zupełnie inną formułę i wytrwali w tym i doprowadzili te mistrzostwa do finału. Jakie by one nie były i może wszystkim byłoby się lepiej fizycznie spotkać, to mimo wszystko Adrian doprowadził do tego i to jest coś fenomenalnego. A najlepsze jest i świadectwem tego, że to jest potrzebne i dobre jest to, że tak dużo osób brało udział w tych finałach, a dodatkowo jeszcze tyle osób to oglądało.

DM: No i mój skromny udział. I Twój skromny udział.

BJ: I mój skromny udział.

DM: A najlepsze jest to, że tak naprawdę nic się nie wykrzaczyło, nic. Te wszystkie serwery, światłowody, przewody, nic.

BJ: A dużo może się stać złego.

DM: Chociaż właśnie sobie przypomniałem, jak to też jest do obejrzenia w momencie, jak prowadziliśmy rozmowy z tymi opiekunami i siedział operator kamery i w pewnym momencie — i to dopiero widziałem wczoraj na retransmisji — zaczął mu dzwonić telefon! I zawiesił tego pierwszego opiekuna z filmiku! Jest tak, że nie dość, że ten jego Internecik już tak na ostatnich kredytach jechał, to jeszcze tamtemu zaczął dzwonić telefon i w ogóle, klik, wycięło.

BJ: A, to takie małe potknięcie. Można to zaakceptować.

DM: To było największe.

BJ: Ludzkie jest mieć lekkie potknięcie. W szczególności, że to po raz pierwszy.

DM: No. Drugim potknięciem było to, że synchronicznie mówiąc o Janosiku na końcu tego powiedzieliśmy…

BJ: „Siku”?

DM: Też. „Ja no siku”. To, że Chaos powiedział, że idzie na Harnasia, a my „sakramencko zagadomy i teraz Harnoś bez mandaciku psyjdzie, hej!”. I mieliśmy synchronicznie powiedzieć „hej!”, a ześmy nie powiedzieli. Więc hej, sokoły! Żegnamy się i dzisiaj synchronicznie na 3-4 mówimy: „Hej!”. 3… 4…

DM BJ: Hej!

 

BJ: A jeżeli Wam się to podobało, to podzielcie się tym odcinkiem dalej i słuchajcie nas alej. Coraz więcej słuchaczy jest z nami, z czego bardzo jesteśmy dumni i szczęśliwi. Dzielcie się tym dalej i słuchajcie tego. I szerzcie dobrą energię!

DM: Tak jest! Dziękujemy!

BJ: Cześć!

DM: Heja!