Absurdy WŁADZY w Pandemii I GOŚĆ: Mateusz Stypułkowski

Czołem Podtlenkowicze!

🦠 Kontynuujemy tematykę biznesu w Koronie. Dla nas przedsiębiorców, najważniejsza jest przewidywalność sytuacji w kraju. Dzięki temu można planować i inwestować w przyszłość. Teraz, dzięki wielu błędnym decyzjom rządu, jesteśmy zmuszeni do odwrotu. Musimy zastanowić się nad kierunkiem rozwoju biznesu. Zastanowić się czy jest sens otwierać to co jest skazane na porażkę.
 
😎 Zapraszam serdecznie do rozmowy z
Mateusz Stypułkowski Management, z którym zawsze dobrze jest porozmawiać o obecnej sytuacji.

 

 
Zapraszamy!

Posłuchaj już teraz!

Posłuchasz również na:

Spotify
Google Podcast
Apple Podcast
YouTube

KM: Bartek Janiszewski, Daniel Marczak. Pierwszy sezon skończył się dobrze, a drugi nadchodzi wielkimi krokami. Biznes w koronie. Podtlenek Biznesu. Polecam i pozdrawiam – Kuba Midel.

BJ: Witamy serdecznie w drugim odcinku sezonu drugiego Podtlenku Biznesu. Naszym gościem jest Mateusz Stypułkowski. Witam Cię serdecznie.

DM: Siema.

MS: Dzień dobry. Witam Panowie. Witam wszystkich.

DM: „Witam Panowie. Witam ponownie”, bo to już nie pierwszyzna Mateusza w Podtlenku.

MS: Raz, że w Podtlenku, a dwa, że z Wami czuję się jak we własnym domu prawie.

DM: Ja nawet na kwarantannie miałem wrażenie, że byłeś obok. Ale o tym powiem zaraz.

BJ: Jak Ty miałeś kwarantannę, to ja zdecydowałem, że nie ma co robić i też zaszyłem się w domu.

DM: Ja też strajkowałem.

MS: Dzięki za tę solidarność.

BJ: W kiblu się zatrzęsłem na tydzień.

MS: Faktycznie to jest ważne, żeby podkreślić, że jestem dzisiaj pierwszy dzień na wolności.

BJ: Jak się czujesz?

MS: Jak nowy człowiek zupełnie. Chociaż powiem Wam szczerze, że generalnie ta kwarantanna mi nie przeszkadza, jest OK, jest spoko.

BJ: Można wychillować.

MS: Można wychillować, pomyśleć.

DM: Zanim przejdziemy do kwarantanny, to może kilka słów o Mateuszu, dla tych, którzy go jeszcze nie znają.

BJ: Kazał siebie przedstawić jako bezrobotny obecnie.

DM: Tak. Wygląda nawet. Gentlemenel tak zwany.

MS: Le clochard.

BJ: Dokładnie. Będziemy to mogli oczywiście dzisiaj zweryfikować, bo po to się dzisiaj spotkaliśmy, żeby porozmawiać o tym, co się dzieje w branży fitness, bo Mateusz prowadzi sieć siłowni „Human”, do tego jest to PTA, które zajmuje się szkoleniami i doradztwem. I Biznesland. Natomiast nie zmienia to faktu, że sytuacja jest dosyć trudna.

MS: Zgadza się.

DM: Jak to było z tą kwarantanną? Opowiadaj! Co Ty tu robisz?

MS: Nie no, to była taka kwarantanna udawana trochę.

DM: Rykoszetowa tak zwana?

MS: Rykoszetowa. Byłem na niej za niewinność, tak naprawdę. W przedszkolu, do którego chodzi mój syn, wykryto pozytywny wynik COVID-owy i dlatego zamknięto przedszkole na 10 dni, wysłano dzieci na kwarantannę i dostaliśmy niejasne wskazania od sanepidu, czy my jako rodzice też mamy kwarantannę. Dostaliśmy dwa pisma. Jedno, że tak; a drugie tego samego dnia, że nie. Więc uznaliśmy, że w miarę się dostosujemy. Wybraliśmy wersję hybrydową, czyli generalnie byliśmy w domu, ale trochę oszukiwałem.

BJ: Oż, Ty bydlaku! To właśnie jest tak. Ja też doświadczyłem, nie na własnej skórze, ale że coś tu jest ostro popierdzielone.

DM: To prawda.

BJ: Z jednej strony słyszymy takie głosy, że powinniśmy pilnować takiego BHP i jeżeli gdzieś jest wykazany pozytyw, to siedzieć w domu; z drugiej strony rząd czy sanepid daje takie przyzwolenie, że niby dzieci tak, w związku z tym jeden z rodziców też tak, i tu powinniśmy siedzieć, ale z drugiej strony jak masz ochotę, to możesz sobie wyjść. I czemu to ma służyć?!

MS: Poszukiwanie logiki w tym chaosie i zamieszaniu myślę, że nie ma zasadności. Myślę, że tutaj spontaniczny zryw, spontaniczne działania rządu, które są kaskadowane dalej na administrację publiczną, są na tyle chaotyczne i nieuporządkowane, że naprawdę trudno się w tym odnaleźć i to widzimy na każdym kroku. Ten przykład, o którym powiedziałem, że dostaliśmy jednego dnia, my jako rodzice występujący we własnym imieniu do sanepidu, informację, że tak, że mamy kwarantannę, a przedszkole w imieniu rodziców wystąpiło z tym samym pytaniem do tej samej jednostki i dostaliśmy informację, że nie. Więc jest to niespójność i trudno też nam winić urzędników czy osoby, które zajmują się egzekucją tych rozporządzeń.

BJ: Ale to w takim razie kogo?

MS: Myślę, że 100 000 osób w Warszawie w minioną sobotę wskazało cel, do kogo powinniśmy adresować nasze niezadowolenie i to się właśnie dzieje. A my z punktu widzenia właśnie ludzi dotkniętych jakimiś decyzjami administracyjnymi naprawdę jesteśmy zagubieni. To jest niestandardowe, niespójne. Z jednej strony mamy lawinę informacji w mainstreamowych mediach o tym, jak jest fatalnie; z drugiej strony szukając tej wiedzy na własną rękę, widzimy, że to, czym nas karmią, nie sprzyja, nie pokrywa się z rzeczywistością, więc żyjemy naprawdę w ogólnym czasie dezinformacji, chaosu, lawiny fakenewsów i to jest najtrudniejsze w tym całym zamieszaniu. To jest bardzo męczące na dłuższą metę, bo tak naprawdę nie wiemy, kogo słuchać.

DM: What the fuck?!

MS: What the, kurwa, fuck?!

BJ: Jak budować jakikolwiek biznes, przyszłość czy nawet życie rodzinne, prywatne, skoro z jednej strony dostajesz informację o tym, że masz być na kwarantannie, ale tak nie do końca.

Ale współmałżonek nie musi. Ja mam jedną historię, zresztą Ty ją nzasz. Tutaj pozdro dla Andrzeja. Ale żeby nie podawać żadnych nazwisk ani detali, to była taka historia, że…

MS: Popularny Andrzej to jest tylko jeden w obecnych czasach w Polsce.

DM: To nie ten, nie ten. Ten by podpisał się na pewno pod tym. Ale była taka historia, że w jednej z firm, nazwijmy ją firmą X, okazało się, że ktoś jest pozytywny, więc — co super szokujące — do części tych ludzi wyruszyła brygada RR, która miała pobrać wymazy. I przyjechali do tego gościa, o którym teraz mowa. Nazwijmy go przedsiębiorcą, bo to przecież każdego może spotkać. I temu panu został zabrany ten wymaz i że ma siedzieć na dupie, bo do momentu wyniku ma czekać. No i gość poczekał 2-3 dni, nie było to super długo, bo i po trzy tygodnie niektórzy czekali, i dzwonią z sanepidu i mówią: „Dzień dobry, test pozytywny, proszę siedzieć 10 dni na kwarantannie”. No i gościu się wkurzył, bo wiadomo emocje i tak dalej, i mówi: „Panie, na pewno nie jest pozytywny! Nie idę na żadną kwarantannę!”. A tamci: „Panie, jest pozytywny, siedź Pan na dupie, bo się skończy źle! Panie, bo milicję wzywam!”. A gościu mówi: „To jak będziesz tę milicję wzywał, to powiedz, żeby ten wymaz zabrali, co go żeście u mnie na komodzie zostawili!”.

BJ: Uuu. I to niestety jest sytuacja, o której nie raz i nie dwa ja słyszałem.

DM: Już abstrahując od źle pobranych wymazów, to wiem z innego źródła, że to jest dość częsty proceder, że po prostu źle pobrany wymaz. A to nie jest takie proste, że sobie popykasz patyczkiem po boku pyska od środka i będzie spoko, tylko trzeba tę wydzielinę głęboko nosogardziel i takie tematy. Bardzo łatwo jest tym… Wystarczy źle pobierać i wszystkie będą mieć negativum. Więc nie zdziwcie się niedługo.

BJ: Moje pytanie jest właśnie takie: jakie decyzje podejmowałbyś teraz w związku z Humanem, czyli z siłowniami, klubami fitness. Jesteśmy teraz w takim okresie — powiem to tylko dla tych, którzy tego słuchają w jakiejś przyszłości — że w tym momencie mija pierwszy tydzień czy zaczyna się drugi tydzień z dwóch planowanych tygodni zamknięcia siłowni ogólnie jako takich, więc teoretycznie pod koniec tego tygodnia powinni znowu zezwolić na to, żeby robić biznes.

DM: Bo jest drugi listopada.

BJ: Tak.

MS: To pozwólcie, że jeszcze namaluję taki kontekst sytuacyjny w ogóle, bo my jesteśmy po pierwszym lockdownie, który trwał od 14 marca 85 dni. Byliśmy pierwszą branżą, która była zamknięta, i ostatnią, która była otwarta po tym pierwszym lockdownie, tak że trzy miesiące wyjęte z działania. I wtedy był kompletny chaos, ale z drugiej strony spotkaliśmy się z dużym zrozumieniem ze strony naszych dostawców, partnerów, klubowiczów i pracowników, bo to była kompletnie idiotyczna sytuacja. Dzisiaj ponownie jesteśmy zamknięci od ponad tygodnia, gdzie w ramach Polskiej Federacji Fitness, która reprezentuje nasze interesy, której jestem też członkiem, dostaliśmy zapewnienia, że nasza branża nie będzie zamknięta. To tak trochę jak z cmentarzami — jeszcze niedawno było pewne, że nie będą zamknięte. Aż do piątku do godziny 16.00, kiedy się okazało, że będą.

DM: Niespodzianka!

MS: Tak. I taką samą niespodziankę dostaliśmy my. Natomiast my jako Polska Federacja Fitness byliśmy dobrze przygotowani do tego, żeby się nie zamykać, ponieważ zarządziliśmy i zleciliśmy szereg badań rynkowych, które jasno wskazywały, że w klubach fitness w Polsce po pierwsze jest bardzo niski odsetek ludzi, którzy mają pozytywne wyniki, dlatego że ci ludzie są świadomi swojego zdrowia i dbają o odporność. I to była jakaś znikoma cząstka. Po drugie nigdzie w Polsce jeszcze w tej pierwszej fali nie stwierdzono ogniska zapalnego w klubie fitness. Tak że nie istniały logiczne racjonalne przesłanki ani statystyczne do tego, żeby nas zamykać. No i to się powtórzyło, więc my znów byliśmy bardzo mocno zaskoczeni tym, że tak brutalnie zamknęli nas z dnia na dzień. Natomiast żyjemy w takim środowisku prawnym, które jest bardzo niespójne. I te rozporządzenia, które są wydawane, są celowo tak wydawane, że pozostawiają jakąś wolność interpretacji i prawnicy co do tego mają rozbieżne zdania. Ale generalnie nie ma prawnego jednoznacznego zakazu prowadzenia działalności w klubie fitness, ponieważ została stworzona furtka dla sportowców, którzy trenują wyczynowo. Ta furtka jest pod postacią tego, że ci, którzy biorą udział we współzawodnictwie, rywalizacji sportowej, mogą trenować. Jeżeli my zapewnimy takie warunki w klubach, to również kluby mogą być otwarte. W ten sposób skonturowana wytyczna czy rozporządzenie daje szansę, by się otworzyć. My w pierwszej kolejności, kiedy ten nakaz został zapowiedziany — w przeddzień zamknięcia, jak to nasza władza ma w zwyczaju, czyli że w przeddzień informuje, że od jutra jest locked, my wczytywaliśmy się w to rozporządzenie, sięgaliśmy po szereg interpretacji, wykładni prawnych, i dostaliśmy rozbieżne te wykładnie. Postanowiliśmy zamknąć. Nie dlatego, że tak każe prawo, ale dlatego że czuliśmy się odpowiedzialni za ewentualne następstwa. Nie chcieliśmy być napiętnowani jako właściciele, którzy są nieodpowiedzialni wobec swoich klubowiczów i narażają ich na niebezpieczeństwo. Chociaż zaznaczę, że branża fitness obecnie w 2020 roku to nie jest chałupnicza siłka w garażu, w piwnicy, jakiś underground, tylko nasz klub ma ponad 25 000 metrów sześciennych, mamy ogromną centralę klimatyzacyjną, warunki sanitarne na wysokim poziomie. Wszystko mieliśmy dezynfekowane, ozonowane. Ta higiena była na poziomie dosłownie…

DM: Kościelnym?

MS: Ostatnio wchodziłem do kościoła, patrzę, a tam…

BJ: Sztanga.

MS: Nie, wiesz, co innego. Terminal płatniczy. „Zostaw ofiarę”, ciach. Przykładasz blikiem, płacisz.

BJ: Serio?

MS: Tak. U nas w Łodzi. No. Tak że powiem, że u nas było nawet lepiej niż w kościele. Było prawie jak w szpitalu.

DM: A w kościele też multisporta przyjmują?

MS: Jeszcze nie, ale powiem Ci szczerze, że to tylko dlatego, że nikt o tym nie pomyślał. Jak to powiedziałeś, to pewnie się wydarzy.

BJ: Ja byłem w Twoim klubie i wiem, że tam rzeczywiście jest bardzo duża przestrzeń. To nie wynika z tego, że masz wysoki sufit; chociaż też jest.

MS: Osiem metrów wysokości. Tak że sporo.

BJ: Są to rzeczywiście warunki, w których bym sobie pomyślał, że jeśli zachowam zdrowy rozsądek jako osoba ćwicząca, to jak najbardziej jestem w stanie się uchronić przed zakażeniem. Na pewno lepiej niż właśnie w kościele czy w Biedronce, Lidlu i tak dalej. Tutaj znowu taka sama sytuacja: dlaczego nie zamykają takich sklepów jak Lidl, zostawiając na przykład małe sklepiki takich naszych polskich przedsiębiorców, a zostawią molochy niemieckie, portugalskie i wszystko inne. Nie wiem. Jest to dla mnie zrozumiałe. Ale pytanie, co teraz. Otwieracie, nie otwieracie? Bo to chyba nie wybrzmiało, jak to będzie.

MS: Generalnie naszą decyzją wstępną było to, że zamykamy klub i do momentu oficjalnego unlockowania naszej gospodarki czy branży fitness, trzymamy go w zamknięciu. Natomiast przedsiębiorcy branży fitness bardzo mocno dążą do tego, żeby te kluby były otwarte. Treść rozporządzenia nie została zmieniona, czyli nadal jest ta furtka, i kluby zaczynają się otwierać. To jest informacja dosłownie z dzisiaj. My czujemy, że musimy się otworzyć, żeby nie powiększyć dystansu między nami a naszymi konkurentami. Bo jeżeli my się nie otworzymy, a konkurencja dookoła tak, to wiemy, że ten przepływ klientów nastąpi i potem będzie go bardzo trudno odbudować, bo wygląda na to, że w tym roku to rozporządzenie się nie zmieni. Ono realnie może się zmienić w kwietniu, może w maju, i my taki horyzont przyjęliśmy. Natomiast widzimy to, że duże firmy się otwierają, duzi operatorzy się otwierają, więc też nie możemy być na to obojętni, więc po prostu z biznesowego rozsądku się otworzymy, ale z ogromną dozą niepewności, bez przekonania i tak trochę w niepewnych okolicznościach. Chcę podkreślić, że to nie powinno tak wyglądać, że odpowiedzialność za tak poważne decyzje, z jednej strony biznesowe, ale z drugiej strony dużo ważniejsze — zdrowotne, spoczywa w rękach przedsiębiorców, i my jako przedsiębiorcy musimy lawirować między tymi niejasnymi prawnymi regulacjami, a rozsądkiem, a odpowiedzialnością, a możliwymi skutkami i następstwami takich decyzji. To jest trudna sytuacja i naprawdę nikomu nie życzę, żeby się w niej znalazł, ale też nie ma co dramatyzować, bo są branże, które mają gorzej.

BJ: No, wiadomo. Zawsze jest ktoś, kto ma gorzej, i ktoś, kto jest silniejszy i lepszy. To jasne. Bardziej się zastanawiam nad taką formułą: jakbyś miał Ty podejmować decyzje na temat całego państwa i ekonomii, to co byś zrobił.

MS: Przede wszystkim wysłuchałbym ludzi z tej branży. To jest kluczowa kwestia.

BJ: Z każdej?

MS: Z każdej. Musielibyśmy stworzyć zespół, który tym się zajmuje, zszarzający te branże, które są newralgiczne, narażone w większym stopniu na niebezpieczeństwo, na ryzyko zachorowania. Dysponujemy badaniami rynkowymi statycznymi, które pokazują, że nasza branża jest bezpieczna i reżim sanitarny w klubach fitness jest bardzo wysoki i trzymany restrykcyjnie. Nasza branża to już nie są lata 90. My nie jesteśmy branżą dla pakerów, dla koksów, którzy przychodzą sobie pompować bicepsy, tylko my gromadzimy

BJ: Ostatnio pompowałem bicka!

MS: Ty jesteś tym wyjątkiem, który potwierdza regułę.

DM: Przez Ciebie zamknęli wszystko!

MS: Ja chcę powiedzieć coś, co jest bardzo ważne dla mnie. My jesteśmy branżą prozdrowotną, która mogłaby z powodzeniem wspierać służbę zdrowia w profilaktyce. I społeczeństwa w Stanach Zjednoczonych, w Niemczech, W Holandii, w zachodniej Europie, już to wiedzą. Kluby fitness są elementami wsparcia systemu zdrowia. Są wypisywane recepty do klubów fitness, do trenerów personalnych. To jest normalna praktyka, a my w Polsce ciągle nie możemy sobie z tym poradzić, żeby się przebić do świadomości naszych rządzących, że to nie są lata 90, że to nie jest siłka w piwnicy, że mamy niskie sufity i tak dalej, bo to jest po prostu żenujące, tylko rzeczywiście zatrudniamy ludzi, którzy są wykształceni, którzy potrafią dbać o zdrowie, o sprawność, o dobrostan naszych klubowiczów i to jest nasza misja: dbanie o ich zdrowie, o dobre samopoczucie, o witalność; o to, żeby długo byli młodzi, sprawni i zdrowi. A teraz, kiedy mamy sytuacje kryzysową; mówię to w kontekście sytuacji ekonomicznej, ale też tego, że przebywanie w zamknięciu, w izolacji społecznej, fatalnie wpływa na psychikę, na relacje, na samopoczucie; klub fitness jest miejscem, które właśnie temu przeciwdziała.

BJ: Zgadzam się w stu procentach. Zastanawiałem się, czy Kaczyński chodzi na fitness albo na siłownię.

DM: A jak Ci wygląda?

MS: Nie no. Kawał harpagona!

BJ: Dlatego pozamykali.

DM: Ja mam taki żart, klasycznie. Czym się różni przedsiębiorca polski w branży fitness od balonu?

BJ: Przedsiębiorca nie pęka.

DM: Balon potrafi utrzymać czteroosobową rodzinę. Tym niepozytywnym żarto akcentem pytanie do Ciebie: Mateusz, ile jesteś w plecy na tych wszystkich lockdownach?

MS: Tak, żeby nie lawirować, to w tym roku 600 000 złotych.

BJ: To spoko.

MS: To są realne straty, które ponosimy. 250 000 złotych już przelałem z innej firmy, żeby zasypać ten dołek. Jeszcze 100 000 złotych w tym roku. To jest tak, że gdzieś tam te należności się naliczyły, ale nie wskutek lockdownu, tylko wskutek tego, że nie mogliśmy funkcjonować, a mieliśmy obciążenia kredytowe, leasingowe, których nie mogliśmy obsługiwać. I była decyzja, czy je zamrażać, czy może je po prostu spłacić. Ja podjąłem osobistą decyzję, że te, które są na mnie bezpośrednio, spłacę. Ale prawie 600 000 złotych to jest to, co realnie w tym roku na tym lockdownie straciliśmy w branży fitness. Nie mówię jeszcze o tym, ile nie zarobiliśmy, bo to jest inna kwestia. Bo to są realne koszty, które powstały, ale też jest ta suma utraconych przychodów, która jest też pewnie duża, bo to nie tylko kluby fitness, ale też szkolenia, gdzie w całej Polsce mamy swoje kursy trenerskie, instruktorskie, uruchomione, więc my w przeddzień pierwszego lockdownu, czyli 13 marca, mieliśmy zapisane ponad 200 osób na kursach w pięciu miastach w Polsce. To też są jakieś konkretne przychody.

BJ: Ludzie się przestraszyli, tak?

MS: Ludzie się przestraszyli. My nie mieliśmy też szansy wtedy przeprowadzić tych kursów, więc my je odwołaliśmy i zrobiliśmy kursy online. Ratowaliśmy się, jak mogliśmy, i w ogólnym rozrachunku to nie wyszło źle, bo udało nam się bardzo szybko przetransferować na online i bez uszczerbku dla przychodów w tej branży szkoleniowej. Ale tutaj, gdzie mamy nieruchomości, gdzie średni miesięczny koszt utrzymania klubu fitness o powierzchni średniej, mówię o klubie w standardzie nowoczesnym, to jest przynajmniej 100 000 złotych. Mając trzy kluby na początku lockdownu, to już robi jakąś sumę. Nam udało się na początku lockdownu sprzedać jeden klub w całości, więc to w ogóle było spoko wyjście z tej sytuacji. Niemniej jednak jeszcze dwa pozostały i dużo pracy mnie to kosztowało, żeby tę ekwilibrystykę układania struktury kosztów zabezpieczyć, ale to się udało teraz. Mamy drugi lockdown. Te koszty są opanowane. Te należności nie narastają. Natomiast budowana jest presja ze strony konkurencji na otwarcie i obawiam się tego, bo dzisiaj moim zdaniem racjonalnie byłoby nie otwierać, poczekać aż strach społeczny ustanie i wróci klimat do trenowania. Jeśli on wróci w styczniu, to spoko; jeżeli w maju, to też spoko. Znaczy nie spoko, ale tak by nakazywał jakiś rozsądek czy jakaś analiza biznesowa. Dzisiaj czujemy presję ze strony klubowiczów i konkurencji na otwieranie się. I tutaj to ryzyko, gdzie uruchomimy koszty, ale nie pokryjemy ich z przychodów, nie jest optymalne. Mam mocną zagadkę, jak to rozegrać. Ale to ryzyko przedsiębiorców.

BJ: Właśnie o to chodzi. Rząd sobie myśli, że dacie sobie radę.

MS: Ktoś kiedyś powiedział, że jeżeli przedsiębiorca w Polsce nie potrafi sobie w tym systemie poradzić, to znaczy, że się do tego nie nadaje! I ten mój case jest casem średniej wielkości, ale mamy jeszcze operatorów, którzy mają 15, 20, 30, 60 klubów. Czyli to wszystko multiplikujemy razy liczba klubów, więc to się naprawdę pogłębia.

DM: No jest to nie lada masakra, trzeba przyznać.

MS: Tak. To jest 200 000 osób zatrudnionych. Ja na początku tego roku zatrudniałem ponad 80 pracowników. Po pierwszym lockdownie, otwierając jeden klub, mieliśmy 30 pracowników, od 1 listopada nie pracuje u nas praktycznie nikt, bo klub jest zamknięty. Z punktu widzenia kogoś, kto daje pracę, kto tworzy miejsca pracy — nawet już nie mówię o tym, żebyśmy zarabiali na tym biznesie — to jest też ogromny cios mentalny, bo musimy powiedzieć ludziom: „Sorry, ale nie mamy dla Was pracy”. To jest 70 osób, którym mówimy to z dnia na dzień, bo tak nam ktoś powiedział.

BJ: I najgorsze jest to, że nie wątpię, że przykładacie się do szkolenia każdego z pracowników, do wytłumaczenia. To jest poświęcony czas, pieniądze. Teraz wyobrażam sobie, że każda z tych osób jakoś potrzebuje żyć, więc na pewno znajdzie sobie jakąś inną formę zarobkowania. Tak więc kiedy w końcu łaskawie otworzą kluby fitness, może się okazać, że już nie będziesz miał takiego samego zespołu. A znowu, ściany to jedno, bo lokalizacja i sprzęt, ale z drugiej strony chodzi w szczególności o tę atmosferę w klubie fitness. Bo gdyby to było kino, to jest jeden bileter, który kasuje bilety, ale tutaj jest to bardzo ważne.

DM: To samo w gastronomii, prawda?

BJ: Dokładnie.

DM: To są dwie takie branże, które dostały po dupie. Przeokrutnie. Teraz knajpy nie mogą być otwarte tylko na wynos, to jest śmierć dla dziesiątków moich kolegów, którzy mają własne knajpy w Warszawie.

MS: Kluby muzyczne.

DM: Tak. Oparte na muzyce i koktajlach na przykład.

BJ: Zresztą łezka w oku mi się zakręciła, jak byłem na piątkowym pochodzie w Łodzi i Piw Paw, czyli jeden z moich pubów, który bardzo lubiłem, wyprzedawał absolutnie wszystko: piwa, kraniki, mikser, co pokazuje, że zbierali po prostu na pensje, bo nie mieli co do gara włożyć. Wydaje mi się, że rządzącym bardzo łatwo jest po prostu powiedzieć: „Zamknijmy, bo tam się zbierają ludzie i ogólnie są spoceni i dużo oddychają”. Łatwo jest to powiedzieć, w szczególności elektorat propisowski bardzo w to idzie.

DM: No tak. „U nas na wsi nie ma takiego baru i żyjemy i jest dobrze!”.

BJ: Tak.

MS: No dokładnie. Gastronomia to jest milion miejsc pracy. Branża fitness 200 000. Gastronomia jest większa i szersza. Hotelarstwo, gastronomia — ja po prostu otwieram oczy niedowierzaniem, kiedy słyszę, że nasz premier mówi, że lockdown dotknął 200 000 pracowników.

BJ: Naprawdę? To tego nie słyszałem.

MS: Tak. Padło to na jednej z konferencji. 250 000. Nie! Branża fitness to jest 200 000 miejsc pracy, gastronomia to jest milion miejsc pracy, hotelarstwo to jest znowu kilkaset tysięcy miejsc pracy. To są prawie dwa miliony miejsc pracy. Już nie możemy tego bagatelizować. Mówić, że jest OK, że nie ma lockdownu. I czekamy w napięciu, co dalej; jakie karty wyłoży na stół nasz szanowny gracz pokerzysta.

DM: Dżoker.

BJ: Gambit tak zwany.

DM: À propos mam też żarcik. Wiecie, czym się różni policjant od księdza? Ksiądz mówi: „Pan z Wami!”, a policjant mówi: „Pan z nami!”.

BJ: A to dobre!

DM: A wracając jeszcze do tematów natury wiejskiej, oczywiście tutaj nie generalizuję. Sam korzenie mam rodem ze wsi Sadkowice i Sosnów.

MS: Urodziłeś się w dwóch miejscach naraz?

DM: Tak. Raz u babci, raz u dziadka.

MS: Raz u księdza, raz u policjanta.

DM: Dziadek jeździł junakiem, a babcia: „Ale był niedobry!”. Ale przechodząc do kolejnego punktu, czyli branży szkoleniowej, opowiedz nam w ogóle, jak tutaj Twoje biznesy się bronią. Bo w poprzednim odcinku rozmawialiśmy Kubą Midlem na ten temat, że nawet nie można w żółtej i czerwonej strefie zrobić konferencji online.

MS: Tak. Ale to był prawdopodobnie jakiś fuck-up prawny, który w ogóle gdzieś…

DM: Ale w Częstochowie można było.

BJ: Ktoś czołem uderzył w klawiaturę i boom.

MS: Tak. Faktycznie w czerwonej strefie nie można było robić konferencji online. Dlaczego? Nikt tego nie wie. Natomiast tak jak powiedziałem na początku — nie ma co szukać logiki w tych decyzjach i w tych obostrzeniach i w tych rozporządzeniach. Ten pierwszy lockdown był zupełn nie inny niż ten drugi lockdown. Bo w pierwszym wszyscy byliśmy w szoku. I miałem taką obserwację, że właściciele firm czy managerowie dzielą się na dwie grupy. Na taką grupę, która mówi: „Przeczekamy to. Wszystko wróci do normy i potem rusyzmy, odrobimy straty”. No i druga grupa to taka, która mówi: „Trzeba się szybko adaptować, bo są zmienne okoliczności i trzeba szukać nowych źródeł finansowania, nowych produktów, działać zwinnie”. No i ta druga grupa miała rację, bo już wiemy, że jest nowa normalność i żyjemy w nowym świecie. Ten pierwszy lockdown dał pewien społeczny i ekonomiczny reset, a tak naprawdę dopiero jesteśmy przed tym resetem. I ta pierwsza grupa dzisiaj naprawdę mocno krwawi. To są ostatnie krople krwi, które mają. Teraz, kiedy mamy drugi lockdown i perspektywę zamknięcia naszej gospodarki. Bo dziś zamknęli całkowicie Austrię. Bardzo ostry lockdown tam wprowadzili. Tak że u nas się pewnie to wydarzy za tydzień lub dwa. Ci ludzie są naprawdę przerażeni. O ile w tym pierwszym lockdownie jeszcze można było to wszystko trochę obrócić w żart, jeszcze można było trochę nad tym popracować, to dzisiaj naprawdę te nastroje społeczne są bardzo negatywne. Ja obserwuję to, że jest ogromne napięcie, że ludzie są bardzo podminowani, że ten stres i ten strach, w którym przebywają, niszczą ich bieżące samopoczucie, trzeźwość umysłu i to odbiera możliwość prowadzenia trzeźwego biznesu. Dla wielu branż to będzie koniec. Dla wielu firm, które działały w taki standardowy sposób od kilkunastu czy kilkudziesięciu lat to jest absolutny koniec działania. Jeżeli tam w managerach, w liderach, nie ma chęci zmiany i tej zwinności, tej chęci spiwotowania swojej działalności, to będzie po prostu koniec. Będzie brutalny koniec ich działalności.

DM: Game is over.

MS: Tak. I to jest bardzo przykre. My w branży szkoleniowej jesteśmy obarczeni niejasnym rozporządzeniem, ponieważ teraz my nie wiemy w myśl nowych rozporządzeń naszej władzy, czy szkolenie to jest zgromadzenie, czy nie, bo zgromadzenie może być tylko do pięciu osób. Na szczęście Polska Izba Firm Szkoleniowych, której też jesteśmy członkiem wystąpiła o interpretację do naszego rządu i wiemy, że jeżeli robimy szkolenie w siedzibie firmy naszego partnera, to możemy je robić. Czyli ja mogę zrobić szkolenie u Was w firmie. Ale gdybym chciał Waszych ludzi zabrać do mojej sali szkoleniowej lub do jakiejkolwiek innej, to nie możemy. Mało tego, gdybyśmy chcieli gdzieś wyjechać razem na przykład, to nie powinniśmy.

BJ: Nie możemy.

MS: Tak. Ja się trochę z tego śmieję, ale znowu branża szkoleniowa, branża eventowa, dostaje mocno po dupie. Natomiast cieszy mnie to, że możemy szkolić w firmach naszych partnerów. To jest super. Tak będziemy robić. Będziemy dążyć do tego, żeby te szkolenia się odbywały. Będziemy pozyskiwać środki. Będziemy się sami finansować. Tak jak to się odbywa do tej pory. Jakie powstały potrzeby szkoleniowe w tym drugim lockdownie? Bezwzględnie widzę, że ludzie potrzebują psychicznego suportu. To jest ważniejsze od technicznej wiedzy z zarządzania, z dziedziny prowadzenia biznesu. Support mentalny, zarządzanie stresem; to, żeby pracownicy też nie byli przeciążeni tym stresem, tą sytuacją. Bo kiedyś było tak, że jak pani Basia szła do pracy na godzinę 9.00, to ona miała w domu rano trochę stresu, bo ogarniała dzieci, odwoziła je, szła do pracy, może się trochę spóźniła, szef ją może skrzyczał, a może nie, i praca jakoś jej szła. Wracała do domu, jadła i ten rytm był w miarę spokojny. Teraz wiemy, że dzieci nie chodzą do szkół, do przedszkoli. Nasza pani Basia budzi się rano podminowana, nie ma co z tym dzieckiem zrobić, zostaje w domu na home office, robi swoje taski z dnia, to dziecko płacze. Ta intensywność pracy jest rozrzucona na cały dzień. Poziom emocji, które jej towarzyszą, jest bardzo wysoki. I to napięcie nie ma jak znaleźć ujścia. To nie jest wyregulowane. I te emocje…

DM: Nawet nie może pójść na siłownię się wyżyć

MS: Dokładnie to jest to.

BJ: I narkotyki zaczyna brać.

MS: Na przykład. A to niezdrowe.

BJ: To, o czym mówisz, i cały problem zapina mi się w coś takiego, co jest nazwane doktryną Beltbata, czyli aby dokonać radykalnych zmian w społeczeństwie, musisz je najpierw rozbić, a później na nowo złożyć. I to mi tutaj bardzo pasuje, bo wszyscy jesteśmy totalnie rozbici. Nie wiemy, jak robić biznes; jak pracować; czy dziecko pójdzie do przedszkola, czy nie pójdzie. A jeżeli pójdzie i będzie tam ktoś chory, to czy ja będę, czy wszyscy na kwarantannie. A jeżeli tak, to czy do babci mogę pójść, czy nie mogę. Czy ta babcia może przyjść, czy jest bezpiecznie, czy nie jest bezpiecznie. I to jest takie rozbicie, które sprawia, że ludzie się bardzo do siebie zdystansowali.

MS: Oczywiście. Rozwiązały się, rozluźniły się, te społeczne relacje. Nie spotykamy się wieczorami w restauracjach, nie wychodzimy razem na brazylijskie jujitsu czy potrenować. Tak jest. Jak Ty mówisz o tej doktrynie, to ja sięgnę jeszcze dalej — do Platona. Ja uważam, że nasz rodzimy dyktator i w ogóle wszyscy dyktatorzy to chyba są jak w dziele „Państwo”, w którym Platon napisał, że żeby wprowadzić dyktaturę do państwa w taki sposób, żeby tego nikt nie zauważył, ale żeby ona była mocna, należy budować coraz bardziej precyzyjne regulacje prawne i przedstawiać je jako korzystne dla zdrowia i bezpieczeństwa obywateli. Wtedy nikt nie będzie wiedział, że właśnie wprowadzono dyktaturę. To się właśnie dzieje. I moglibyśmy odwoływać się jeszcze do kilku dzieł z przeszłości.

DM: Orwell.

MS: Oczywiście. Do Orwella. Do Huxleya „Nowy wspaniały świat”. Kiedyś te teorie spiskowe traktowałem jako miłą rozrywkę, ale jestem przerażony tym, że „Nowy wspaniały świat” Huxleya teraz dosłownie dzieje się na naszych oczach. Więc to jest trochę przerażające, natomiast historia już to pewnie widziała wiele razy i, niestety, to się zawsze źle kończyło, to się krwawo kończyło. Widzieliśmy to w komunistycznych Chinach, widzieliśmy to w socjalistycznej Rosji, widzieliśmy to w Kambodży w reżimie Czerwonych Khmerów. I to się zawsze źle kończy.

BJ: No właśnie. Natomiast à propos złego końca, to wszyscy oczekiwali, że piątkowe strajki, które były w Warszawie dosłownie 2-3 dni temu będą wielkie, krwawe i skończy się spektakularną bójką. Oczywiście były jakieś prowokacje od różnych bojowników, którzy zakładali swoje opaski. Natomiast to się nie stało. Ciekaw jestem, czy to się w ogóle da zrobić tak, żeby było mniej krwawo, czy najlepiej żeby poleciała jedna głowa. Oczywiście nie nawołuję do niczego, ale…

DM: Zróbmy to.

BJ: Do it! Wszyscy, którzy tego słuchają.

DM: Idziemy teraz do kuchni, weź koziorek, wychodzim!

BJ: (śmiech)

MS: Ja bym bardzo chciał wierzyć, że te strajki, które miały miejsce, to jest spontaniczny zryw i reakcja na przypadkowe orzeczenie Trybunału Stanu. Niestety, tak nie jest, jak widzimy. Jakbyśmy mieli przejrzeć geopolityczną mapę świata, to te strajki czy manifestacje są częścią pewnej agendy, którą wypełniają rozwinięte społeczeństwa, bo zaczęliśmy od tego, że w Stanach było Black Lives Matter, potem Berlin, Hiszpania, Białoruś — chociaż tutaj to jest akurat nieco inny kontekst polityczny.

BJ: Słyszałem, że ufo też wylądowało w Stanach.

MS: Tak, ale to w 1964 roku.

DM: Na płaskiej ziemi.

MS: Tak.

BJ: Ale było tego trochę.

MS: Tak, było.

BJ: I jeszcze nie skończył się 2020 rok.

MS: Tak. Oczywiście to nie jest przypadek, że w tym momencie ten wyrok Trybunału został opublikowany i nasza władza spodziewała się tego, że to wywoła takie protesty. Nie wiem, czy w takiej skali, ale faktem jest, że żeby zmienić dzisiejszy konstrukt polityczny, trzeba dobyć większość w sejmie lub dokonać rekompozycji tego sejmu na skutek szybszych wyborów i to będzie trudne. Tutaj musiałby być głęboki rozłam i kryzys w tej naszej partii rządzącej, żeby to się wydarzyło. Na to się na razie nie zanosi. Więc trudno będzie presją społeczną wywrzeć albo spowodować realne zmiany w systemie politycznym.

DM: W szczególności że mamy jeszcze 2-3 lata do wyborów.

MS: 3 lata jeszcze, tak. Natomiast oczywiście powinniśmy z całą stanowczością napierać.

DM: Napieeerać.

MS: Napieeeeeerać. Tak.

DM: Bo ja mam trochę takie wrażenie, że z tą polityką to jest trochę jak w szachach, że widzimy ten ostatni ruch, ale on ma cię sprowokować do czegoś, na co jest przygotowana już konkretna układanka. I to jest tak, że czasem musisz poświęcić królową, żeby zwalić konia. Raczej zbić gońca. Więc obawiam się tego, że to faktycznie może przerosło oczekiwania rządzących, że zareagowaliśmy jako społeczeństwo tak mocno. Ale pytanie, co oni mają w głowie. To wygląda na głupie i czasami nieprzemyślane, takie doraźne i frywolne, ale obawiam się, niestety, że gdzieś diabelski plan może być głębszy niż nam się zdaje.

BJ: I z tym pytaniem na ustach, słuchajcie, trzydziesta szósta minuta właśnie strzeliła. Kamera 360 stopni pada już po raz trzeci, w związku tym zakończę ten wywód z pewnym niedosytem po to, żeby spotkać się ponownie. No i co? Może żart? Jakiś żenujący.

DM: Już za dużo ich było. Sytuacja jest żenująca.

MS: Aha. OK.

BJ: No dobrze. To dziękuję Ci, Mateusz, za to, że byłeś naszym gościem i trochę dłużej to potrwało, bo jeszcze wcześniej… No, dłużej to trochę potrwało. Dziękuję Wam wszystkim za słuchanie. Jeżeli Wam cokolwiek z tego wpadło do głowy, zgadzacie się lub absolutnie się z tym nie zgadzacie, podzielcie się tą myślą w komentarzach i szerzcie dobrą energię. Dzięki bardzo. Cześć!

DM: Dzię-ku-je-my! Hej, hoł!

BJ: Cześć, dzięki.